To jest stara wersja strony!
Iwo Ledure SCJ
15 DNI NA MODLITWIE Z LEONEM DEHONEM
Założycielem Księży Serca Jezusowego
Pozostawiam wam najcenniejszy ze skarbów
To jest Najświętsze Serce Jezusa
Bóg nie ma co czynić z naszą mądrością i naszymi dziełami
Jeśli nie posiada naszego serca
LEON DEHON
Dane bibliograficzne
Życie Leona Dehona rozciąga się na wiek XIX i XX, na obydwa wieki, jakie doznały wielkich wstrząsów społeczno-politycznych i ogromnego rozwoju kulturalnego. Kościół w tym czasie czuje się zmuszony do bolesnego patrzenia jakby na koniec chrześcijanizmu. Będzie On nadto potykał się w przyszłości ze społeczeństwem naznaczonym laicyzmem i zeświecczeniem.
Urodził się on 14 marca 1843 w La Capelle (Aisne) a umarł 12 sierpnia 1925 w Brukseli. Pochodząc z rodziny zamożnych właścicieli ziemskich, otrzymuje wychowanie daleko posunięte i zróżnicowane: szkoły, uniwersytety i liczne podróże zagraniczne. Ojciec jego przeciwny jest jego powołaniu kapłańskiemu, jakie przejawia od młodości. W oczekiwaniu na pełnoletniość, Leon podejmuje studia prawnicze, jakie ukończy doktoratem w roku 1864. W roku następnym wstępuje do francuskiego Seminarium w Rzymie, gdzie pozostaje aż do roku 1871, uzyskując trzy nowe doktoraty z filozofii, teologii i prawa kanonicznego. Wyświęcony na kapłana w dniu 19 grudnia 1868, będzie stenografem na Soborze Watykańskim I. W listopadzie 1871 zostaje mianowany wikariuszem w Saint-Quentin. Dostrzegając braki w duszpasterstwie parafialnym owej epoki i oceniając miarę spustoszeń jakich dokonywało ślepe uprzemysłowienie, wikariusz rzuca się natychmiast w dzieła wychowania młodzieży i dorosłych. W roku 1877 decyduje się założyć Zgromadzenie zakonne, Księży Najświętszego Serca Jezusowego, pod osłoną wielkiego kolegium Świętego Jana w Saint-Quentin.
Zaczyna odtąd życie bardzo wypełnione pracą. Po części oddaje się pracy w kolegium, jakim kieruje aż do roku 1893, oraz swemu rodzącemu się Zgromadzeniu, jakie nie uniknie pewnych nieprawidłowości, jakie spowodują jego zniesienie przez Rzym w latach 1883 -1884. Uczestniczy nadto jako głównodowodzący w przemianach kończącego się wieku. Wobec walki przeciw Kościołowi, ogłasza postawę otwarcia i zmian w Kościele. Wraz z tymi, których historia nazwie „Księżmi demokratami”, Dehon stara się przez posiedzenia, konferencje i pisma uwrażliwić księży i osoby świeckie na sprawy społeczne. Od roku 1889 wydaje przegląd o znaczącym nakładzie: Królestwo Serca Jezusowego w duszach i społeczeństwach. Jest to jakby inicjatywa zapowiadająca dla encykliki Rerum Novarum (1891) Leona XIII, na temat warunków świata pracy. Dehon stanie się natychmiast dla tej encykliki uznanym i słuchanym komentatorem.
W skutek praw z lat 1904 – 1905 o wypędzeniu zakonników i rozdziału Kościoła od Państwa, prawnik, jakim jest Dehon, poświęca swe siły by ocalić to co można ze swego młodego Zgromadzenia, które w międzyczasie przeszczepił na zewnątrz aż do Brazylii i Konga. Pozostając niemal samotnie w Saint-Quentin pisze ważne dzieło duchowne, odnoszące się do tajemnicy Serca Jezusowego. Wojna lat 1914 – 1918 zastanie go tam i oddzieli od wspólnoty swego Zgromadzenia, względem której usiłował będzie począwszy od roku 1919 przywrócić jej jedność.
Umiera 12 sierpnia 1925 w Brukseli. Jego Zgromadzenie liczy wówczas 750 członków.. Mgr Binet, biskup Laon i Soissons, w swej mowie pogrzebowej w Saint-Quentin powie: Stronica wielkiej historii zakonnej zakończyła się co dopiero; wypadło pióro z niezmordowanych rąk tego, który pisał przez lat 60.
Bóg na skrzyżowaniu dróg ludzkich
Myśl i dzieło Leona Dehona mają na sobie znamiona podwójnego ruchu. Podczas swego seminarium w Rzymie, wychowywany był w duchowości Szkoły francuskiej siedemnastego wieku, kładącej nacisk na zjednoczenie z Bogiem w Chrystusie. Dehon będzie przez cały ciąg swego życia przepojony tym wymogiem życia wewnętrznego, którego ostatecznym celem jest upodobnienie się do Tego, z Którym jest się zjednoczonym. Z tej racji kapłan, jakim był Leon Dehon, starał się będzie całe swe życie być zgodnie z wyrażeniem Berulle’a, „drugim Chrystusem”. To naśladowanie Pana żniwa, będzie dla niego pierwszym warunkiem płodności apostolskiej.
Drugie znamię ma swe źródło w nabożeństwie do Serca Jezusowego, którego pierwsze podstawy otrzymał od swej matki. Nabożeństwo to, przeniknięte mocno posłannictwem Małgorzaty Marii Alacoque, wizytki wizjonerki z Paray-le-Monial, jest wszechobecne w Kościele w XIX wieku. Stanie się ono stopniowo jakby środkiem ciężkości w przeżyciu duchownym Dehona, a który zechce z niego uczynić siłę napędową zgromadzenia, jakie zadecyduje założyć w roku 1877.
Obydwa te prądy wzajemnie się przenikają i wzbogacają, by doprowadzić na koniec u założyciela do słabej syntezy jego życia. Pójdziemy za nią krok po kroku, by zakosztować jej słodyczy i oryginalności. Ta siła napędowa jest do głębi chrystologiczna, ze swą prawdą centralną o miłości Bożej, miłości Boga, którego obrazem jest Chrystus poprzez symbolikę swego Serca, otwartego na krzyżu Golgoty, prawdziwy punkt ogniskowy ludzkiego cierpienia.
Chrystologia zranionego Serca zachęci Leona Dehona, by być uważnym na warunki życia ludzi jemu współczesnych, szczególniej tych, których rodzący się przemysł wyzyskuje i upokarza w ich godności. Nabiera przekonania wraz z kilku „księżmi demokratami”, nieco wbrew potocznemu myśleniu swego kościoła, że aby mówić o miłości Bożej, trzeba najprzód domagać się sprawiedliwości społecznej. Bo postawa dzieci Bożych, domaga się godności ludzkiej.
To dziwne skrzyżowanie się sprawiedliwości i miłości, jest w stanie zrodzić duchowość stosowną dla czasów współczesnych, jeśli pozostanie uważne na warunki życia ludzi, mających być ewangelizowanymi.
Dzień pierwszy - Wypłyń na głębię
Wypłyń na głębię
Sobór powszechny zajął mi w tym roku połowę mego czasu. Było to z pewnym opóźnieniem dla moich studiów, ale z drugiej strony jaki wspaniały okres zbiorów dla mych różnorodnych znajomości. Dotykałem palcem życia Kościoła i zdobyłem w ciągu jednego roku więcej doświadczenia, niż mógłbym je zdobyć w dziesięciu latach normalnej mojej pracy. (NHV VIII, 55)
To się nazywa wejściem do Kościoła przez wielką bramę: sobór. Wyświęcony na kapłana w grudniu 1868 roku, Leon Dehon uczestniczy jako stenograf na Soborze Watykańskim I, jaki zostaje otwarty 8 grudnia 1869r. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju dla młodzieńca mającego lat 26, a który wiele poświęcił w ofierze, by zrealizować swoje powołanie kapłańskie. Musiał sprzeciwić się woli swojego ojca, zrezygnować z obiecującej kariery. Od razu młody kapłan wchodzi do Kościoła tego świata, gdzie zamieszkują wspólnie najróżnorodniejsze kultury, odczucia, spojrzenia teologiczne. Zlepek cienia i światła, wielkości i słabości, jakie są dla Leona Dehona „nowym objawieniem się Naszego Pana, nauczającego przez swego Ducha. (NQ 4 grudnia 1869)
Od grudnia 1869 do lipca 1870 będzie mógł czuć puls Kościoła zgodnego z rytmem swej powszechności. Krzyżować się będą zdania odpowiedzialnych za Kościół zależnie od osobistości bardzo różnorodnych, a mimo to ożywionych wszystkich tym samym duchem płynącym z tej samej wiary. Wśród prawie 900 uczestników Soboru Watykańskiego I, odkrywa żyjące oblicze Kościoła, jakie zostanie w nim utrwalone głęboko: Kościoła którego posłannictwem jest podtrzymywać ewangeliczny płomień, jaki zapalił Jezus. Wpisuje się ono w jego sercu jako wymóg świętości i zapału misyjnego, wokół papieża. Zapał Dehona wyczytać można w opisie otwarcia Soboru:
Jaki wspaniały dzień, jaki wzruszający widok! Wokół zastępcy Jezusa Chrystusa, najwyższego prawodawcy i zwierzchnika Kościoła, wszyscy następcy Apostołów, pasterze diecezji złączyli się razem, by dać świadectwo nauce Ewangelii. To Piotr żyjący i mówiący na Jego grobie, a wokół niego, na tym samym grobie, cały Kościół. Przygotowuje się on do słuchania Ducha Świętego i do ogłaszania jego pouczeń. (NHV VII, 1)
Wizja z pewnością sielankowa, na wzór obrazu tego, co mówią nam Dzieje Apostolskie o pierwszej wspólnocie w Jerozolimie, ale jakże silna wiarą, która zachowuje entuzjazm początków. „Wielka rzesza tych, co stawali się wierzącymi, miała jedno serce i jedną duszę i nikt nie traktował swych dóbr jako swojej własności, ale składali to wszystko do wspólnoty. (Dz. Ap. 4, 32)
Młody kapłan mówi nawet o wielkiej przyjemności, jaką odczuwał podczas tych dni soboru. Oznacza to, że doświadczenie będzie decydujące. Zawiera ono w zalążku jego życie apostoła, którego jedynym celem będzie głoszenie ewangelicznego posłania. Z Ewangelii Łukasza zatrzymuje zdanie Jezusa: „Przyszedłem ogień przynieść na ziemię” (Łuk. 12,49). Słowa te przenikać będą całe jego życie. Umieści je nawet w tytule swych prac, jakby stały się jego dewizą. Symbolika ognia wyraża zapał apostolski ojca Dehona, jakby kierunek jego duchowości, ześrodkowanej na Bogu-Miłości. O tyle są one prawdziwe, o ile miłość jest ogniem który pochłania to, czego się dotknie. Dehon pozwala się unosić powiewowi Ducha, gdy patrzy na Kościół. Umie jednakowoż dostrzegać jego słabości, nie wyłączając ich z samego obrębu soboru. Oto rys charakterystyczny tej osobowości, która szuka równowagi i właściwego tonu. To w takich drobnych odcieniach, ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Osądźmy to np. z takiego wyrażenia: „Sobór winien być dziełem pokoju i jedności, ale nie zawsze tak bywało. W rzeczywistości bywała walka gwałtowna i często zacięta na obradach i na zewnątrz. (NHV VI,184) Dnia 18 lipca 1870 sobór, mimo żywej chociaż mniejszościowej opozycji ogłasza uroczyście nieomylność papieską. A Dehon dodaje słowo zakończenia: „Nasza Radość zmieszana jest ze smutkiem.”
Tak wygląda Kościół w oczach Dehona. Zgromadzony wokół Piotra, ale w silnym napięciu między centrum Rzymu a peryferiami, jakimi są kościoły lokalne. To za tę cenę Kościół strzeże swej żywotności. Pisząc do swego przyjaciela Palustra na temat tego, czego oczekuje od soboru, podaje: „Będą tarcia między Rzymianami a obcokrajowcami, gdzie każdy chciał będzie zyskać coś dla siebie. Jest pewne światło, właściwe dla naszego wieku, którego Rzymianie odczuwają lekką potrzebę, a co do którego inni czują się lepiej, gdy są oddaleni na jakiś czas, by nie być nim oślepieni.„ (List z 12 paźdz. 1869).
Dehon jest ultramontanistą, bardzo przywiązanym do Rzymu, o którym powiada, że jest jego drugą ojczyzną. Ale przywiązanie to, nie czyni go zaślepionym na tyle, by nie zauważyć cieni. Wie gdzie bije serce Kościoła i nie zapomni nigdy, że człony winny być połączone z ośrodkiem by wydawać owoce, jak gałązki z pniem drzewa. To za tę cenę krążą soki, a życie ewangeliczne tworzy królestwo Boże. Trzeba rozprzestrzeniać Kościół na krańce świata, gdyż Dobra Nowina nie zna żadnych granic. Dehon będzie misjonarzem wszystkimi tkankami swej chrześcijańskiej duszy. Nie przyjmie niczego, co hamowałoby Słowo Boże, które winno przenikać wszelkie środowiska jak i wszystkie kraje. Przez cały czas swojej posługi, usiłował będzie pogodzić we Francji Kościół ze światem pracy, zrażonym do niego dzikim uprzemysłowieniem. Tu Dobra Nowina jest wymogiem sprawiedliwości społecznej. Dehon przynależał będzie do trzonu „księży demokratów”, którzy w myśl papieża Leona XIII będą pierwszymi pracownikami społecznej doktryny Kościoła. Nic nie powstrzyma misjonarskiego dynamizmu u tego, który kierowany jest przez zamieszkującego w nim Ducha Świętego. Od roku 1888, jego młode zgromadzenie, mające zaledwie dziesięć lat swego istnienia, przeszczepi się do Ameryki łacińskiej. Misja nie zna żadnej granicy, gdy kieruje nią tchnienie Ducha Świętego.
Zbawienie jest tam i tylko tam, z Piotrem i pod kierunkiem Piotra. Rzesze ludu należy pozyskać Nie należy wchodzić trwożliwie do naszych zakrystii. Duc in altum, wyjedź na głębię. Trzeba wypłynąć na szerokie morze, czyli ku tym falom demokracji, by je pozyskać dla Chrystusa. To tam dokonamy cudownego połowu. (OS I, str. 512).
Dzień drugi - Powołanie z wyboru
Powołanie z wyboru
Nasz Pan bardzo szybko objął moje wnętrze i umieścił w nim te nastawienia, jakie winny były stać się rysami charakterystycznymi mojego życia, mimo tysiąca niewierności: nabożeństwo do Jego Boskiego Serca, pokorę, zgodę z Jego świętą wolą, zjednoczenie z Nim, droga miłości, to winno być moim ideałem i moim życiem na zawsze. Nasz Pan to mi ukazał, do tego mnie kierował nieustannie i przygotowywał w ten sposób do posłannictwa, jakie wyznaczył mi w dziele swojego Serca. (NHV IV, 183)
Leon przybywa do seminarium francuskiego w Rzymie w dniu 25 października 1865. „Byłem nareszcie prawdziwie na swym miejscu, byłem szczęśliwym (NHV IV, 123), zapisze później, gdy czynił będzie streszczający rzut oka na przebytą swą drogę. Jako kapłan, założyciel Zgromadzenia, opisuje w słowach gorących i dlatego naznaczonych wielką uwagą o swoim pierwszym roku w seminarium: roku decydującym, jaki stawia go w końcu na drodze tak upragnionej. Zwierzenie ma coś zadziwiającego, tak z racji zapału jakim jest przeniknięte, jak i z racji duchowej głębi, jaką nasuwa. Czy to możliwe, że młodzieniec dwudziesto trzyletni żyłby takim rytmem duchowym ? To tu zaczyna się nie sprawa jego życia zakonnego, jaka jest sprawą wcześniejszą, ale właśnie jego wejście w życie zjednoczenia, serdecznej przyjaźni ze swym Bogiem. Rozumiemy zatem, że przy końcu swego życia w roku 1925 opisuje te lata seminarium jako „okres najwspanialszy (idealny) w swym życiu”. Te lata złote, według jego wyrażenia, będą odgrywały rolę zakonnego nowicjatu, to znaczy czasu zapoczątkowania w życiu wewnętrznym.
Trzeba przypomnieć sobie, że seminarzysta, by dopiąć swych celów, musiał dowieść swej wytrwałości i stanowczości. To miara trudu, jaką mierzy się jego żywotność duchową. Wstąpienie do seminarium urzeczywistniło wreszcie pragnienie, jakie szło za nim od dzieciństwa. Długie, twardo dojrzewające oczekiwanie, znalazło swe zakończenie. Młodzieniec nie pyta się więcej o swoją przyszłość, bo wie, jaką chce ją uczynić. Jeśli wstępuje do seminarium, to nie dlatego by szukać w nim powołania, bo z nim do niego przychodzi, ale ażeby urzeczywistnić decyzję dawną: zostać kapłanem mimo i wbrew wszystkiemu.
Ojciec był zdecydowanie przeciwny wszelkiemu powołaniu religijnemu swego syna. Nosił w sercu inne projekty dla swego drugiego syna, szczególnie uposażonego intelektualnie, o uczuciowości bardzo żywej. Będzie czynił wszystko, by odwrócić Leona od jego projektu. Nakaże mu kurs studiów świeckich. By poddać się woli ojca, syn zaczyna w Paryżu studia prawa, jakie ukończy w roku 1864 doktoratem. Po spełnieniu woli ojca, Leon chce wstąpić do seminarium. Ojciec próbuje ostatniej pokusy, by przeciwstawić się projektom swego syna. Ofiaruje mu podróż poprzez cały Bliski Wschód, jaka trwać będzie od 23 sierpnia 1864, do 10 czerwca 1865. Młodemu Leonowi towarzyszy jego przyjaciel z czasu studiów, o zamiłowaniu archeologicznym, a który to stanie się później przewodniczącym francuskiego stowarzyszenia archeologicznego, dając mu zamiłowanie (smak) do starożytnych zabytków. Przy nim Leon nauczy się podziwiać ich piękno, jak też odczytywać w nich świadectwo kultury i wiary. Ojciec Dehon zachowa tę zadziwiającą ciekawość dla kościołów, sanktuariów i innych starych zabytków, jakich nigdy nie zaprzestanie odwiedzać w swych licznych podróżach. Pozostawi co do tego wiele wiadomości w swych Notatkach Codziennych. Dzięki Palustrowi stanie się, według własnego wyrażenia, „miłośnikiem archeologii”. I nie będzie tego nigdy żałował, ale będzie wprost przeciwnie, gdyż „sztuki podnoszą duszę, poszerzają ją i unoszą ku Bogu”. (NHV II, 1). Palestyna jest oczywiście w planie podróży. Leon Dehon i Leon Palustre przybywają do Jerozolimy 25 marca 1865. „Chcieliśmy ostatni dzień naszego podróżowania odbyć pieszo, by przybyć jako prawdziwi pielgrzymi. Jerozolima ukazała się nam ze swymi kopułami i ząbkowanym obwałowaniem. Padliśmy na kolana i modlili się czas jakiś. Jest to miejsce naszego odkupienia, miejsce, gdzie Nasz Pan ukazał nam swą wielką miłość dając swe życie za nas” (NHV III, 146-147). Dwaj studenci przeżywają tu iście wyjątkowy wielki tydzień, z wielką gorliwością. W ciągu wszystkich tych dni stawiają swoje stopy w miejscach stóp Jezusa. „Ze drżeniem przechodzi się wszystkie etapy męki i zmartwychwstania. W każdej godzinie dnia, rozważając święte tajemnice, można sobie mówić: To było tu! Przeżyłem głęboko te tajemnice, które pomagały mi zawsze do kontemplacji” (NHV IV, 1)
Podróż, zamiast odwrócić młodego adwokata od jego dążenia do kapłaństwa, jeszcze utwierdza te jego przekonania. Ale ojciec upiera się w swej odmowie. „Miałem podczas tych wakacji (1865) okropne przejścia z moimi rodzicami, zwierza się Dehon. Mój ojciec cierpiał straszliwie na skutek mojej decyzji. Nie rozumiał z tego nic. Matka, na którą tak liczyłem, nagle opuściła mnie całkowicie. Była pobożną, chciała bym ja był pobożny, ale kapłaństwo ją przerażało”. (NHV IV, 101). Tekst ten daje nam obraz małej burżuazji z czasów drugiego cesarstwa, szczególniej rodziny. Jest się chrześcijaninem głównie z punktu widzenia socjologicznego dla otoczenia, ale bez rzeczywistego nastawienia duchowego. Niewiasty po największej części mają trochu czasu na osobiste nabożeństwa, ale bez znaczącego wpływu na wielkie decyzje w rodzinie. Wspominając swą młodość, twierdził będzie później Dehon, że Chrystus, „prawdziwy lew Judy”, zwraca się także do mężczyzn, a nie tylko do niewiast i dzieci
Powołanie Dehona zahartowane jest w całym tego słowa znaczeniu w trudzie ewangelicznym, tym jaki rozdziela rodziny i społeczeństwa, tym, który nakazuje głębokie rozdarcia. „Kto by kochał swego ojca albo swą matkę więcej niż mnie, nie jest mnie godzien”. (Mt 10, 37). Powołanie kapłańskie, zakonne, zachęca do wymarszu, jak to było w przypadku Abrahama. Trzeba wychodzić, nie zajmując się miejscem do którego się przybędzie. Spotkania z Bogiem, nie są nigdy znane z góry. Trzeba wyruszyć aby być gotowym na spotkanie, jakie nadejdzie przez zaskoczenie. Pielgrzymka, droga ojcu Dehonowi, pozostanie symbolem tej gotowości na przyjęcie, dyspozycją, która w ostateczności jest zgodą na wolę Bożą, „spoglądając na Tego, który pierwszy szedł tą drogą i uczynił ją możliwą do przebycia, który pozostawił na tej drodze krwawe ślady swych stóp”. (OSP III, str. 330). Odpowiedź na usłyszane wezwanie stwarza odległość, której konkretną formę daje swobodny wybór.
Ale powołanie Leona Dehona ma także coś przeciwstawnego praktyce kościoła XIX wieku, który swój personel rekrutował w zasadzie z wiosek. Tym samym dawał pewną promocję społeczną i ludzką synom wieśniaków. Droga Dehona odwraca ten tradycyjny schemat. Rezygnuje on z promocji społecznej, jaką miał zapewnioną. Staje wobec wyboru stanowiska, jakie daje pewien odcień wywyższenia w dalekiej przyszłości, ale stawia wymogi od zaraz. We wrześniu 1924, na kilka miesięcy przed swą śmiercią, pisze w swych Notatkach Codziennych: „Miłość Naszego Pana winna panować (brać górę) całe nasze życie. Winniśmy Mu nie tylko miłość wdzięczności, ale i miłość uprzedzającą.”
Takie powołanie czerpie swą siłę z kontemplacji. Wzrasta ono ze ścisłym kontaktem tego, który posunie się aż do ofiary swego życia, który zasmuci serce swej matki, aby „być w sprawach swojego Ojca” (Łuk. 2, 50). Wszelki wybór jest dawaniem pierwszeństwa, czynionym z wielkiej miłości. Otwarty bok Ukrzyżowanego, jest pod tym względem szczególnie wymowny, otwiera drogę do Serca Bożego. Dehon się w niego zanurzy. Kochać, to zawsze iść dalej.
Otwarte Serce Jezusa jest tajemnicą nad tajemnicami, fundamentem wszystkich innych tajemnic. (OSP II, 379).
Dzień trzeci - Droga najwspanialsza
Droga najwspanialsza
To był mój trzeci rok pobytu w Rzymie. (1867 – 68) Wykonujemy nadal przechadzki od sanktuarium do sanktuarium. Nie zatrzymywał mię powab nowości, ani uwiedzenia sztuką. Rozkoszowałem się Rzymem, chrześcijańskim Rzymem, tym który przemawia do wiary i do pobożności. Łączyłem się z jego duchem, jaki jest duchem Kościoła, to znaczy duchem wiary, apostolstwa i miłości.
Jakież miasto można porównywać z Rzymem co do jego uświęcających wpływów? Prawdziwie jest to przedsionek nieba. Ja również kochałem Rzym. To mój pobyt z wyboru, a gdyby ziemia miała być miejscem naszego spoczynku, to tam chciałbym żyć. (NHV VI, 30 – 33).
Czy można śnić o piękniejszym hołdzie dla Rzymu, od tego, jaki daje mu na początku swych studiów ojciec Dehon, a jaki pozostanie u niego nienaruszony aż ku schyłkowi jego życia. Mówił będzie wówczas o swoim pobycie w Rzymie, jako o swych latach złotych.
Wahając się co do miejsca swej formacji teologicznej, młody Leon, wówczas jeszcze student w Paryżu, radził się będzie ówczesnych znakomitości, jak biskupa Dupanloup, biskupa Orleanu, obrońcę wolności nauczania, czy ojca Gratry, odnowiciela Oratorium we Francji. Te dwie osobistości zachęcać go będą do nauki w seminarium Saint-Sulpice w Paryżu, a odradzać będą Rzym. A jest to jednak Rzym, jaki wybierze dla swej formacji teologicznej, zamierzając zostać kapłanem. Intuicja, łaska, tajemnica Opatrzności ? Jedno jest pewne, że ten wybór zadecyduje o zaistnieniu duchowej przygody, jaka dla wielu mężczyzn i niewiast będzie rozstrzygającą. Student zamieszka w seminarium francuskim w Rzymie, Santa Chiara, założonym w roku 1853, a uczęszczał będzie na studia do „kolegium rzymskiego”, które stanie się później słynnym uniwersytetem gregoriańskim utrzymywanym przez jezuitów.
Podczas swych studiów prawniczych w Paryżu, Leon Dehon uświadomił sobie słabość intelektualną Kościoła we Francji. Formacja teologiczna duchowieństwa, pozostawiała wiele do życzenia. Model życia duchowieństwa, proponowany głównie przez seminarium Saint-Sulpice, to jakby „uprzywilejowana praca czeladnicza, w odniesieniu do teologii, według uwagi J. O. Boudon. Trzeba będzie zaczekać na otwarcie uniwersytetów katolickich do roku 1875, by dostrzec iż sytuacja zmienia się zwolna na lepszą. Jakkolwiek by było, stwierdzenie Dehona jest surowe: „duchowieństwo pozwoliło, że umysłowe przewodnictwo kraju mu się wymknęło, trzeba by je odzyskał”. (NHV I, 61). Ojciec Dehon przykłada tu palec do miejscowej rany Kościoła, zajętego więcej świadczeniem niż wiedzą. Wymaga on od wiernych, by wierzyli, podczas gdy mało zależy mu na tym, by wiedzieli w co wierzą. Troska o formację umysłową jak i duchową duchowieństwa, będzie wielką troską Ojca Dehona. Jego zdaniem „każde życie apostolskie winno być długo przygotowane w modlitwie i nauce”. (OSP II, 257).
Ale formacja ta, to nie tylko teoria czy książki. Nabywa się jej także w żywym kontakcie, w żywym spotkaniu ludzi i ich kultur. W tej mieszaninie różnorodności tworzy się osobowość apostoła czasów nowożytnych. Dzięki swym licznym podróżom ojciec Dehon przekona się, iż inne kultury i obyczaje przyczyniają się do otwartości ducha i poszerzają horyzont. Na temat swej wielkiej okrężnej podróży dookoła świata, jaką odbywał od 8 sierpnia 1910 aż do 2 marca 1911 roku, pisze: „Nie podróżowałem, jak czynią to niektórzy, dla wałęsania się czy z czystej ciekawości. Moje podróże były zawsze rodzajem nauki i pielgrzymką” (NQ XXXVII, 1915, 59). Podróż jako studium i pielgrzymka, oto klucz wychowawczy autentycznej formacji ludzkiej i duchowej. Włożyć kapitał w świat ludzki, by uczynić go „wielką własnością Bożą”.
To w Rzymie student teologii odkrywa konieczność równowagi, jaką utrzymywał będzie stale między pobożnością a wiedzą, zgodnie z jego wyrażeniem. Wiedza teologiczna spoczywa na silnym fundamencie dogmatycznym, co podkreślał będzie ojciec Dehon z całą mocą. „Jeśli formacja dogmatyczna kapłaństwa jest silna, jej działanie moralizujące i społeczne będzie potężne, gdyż nie braknie mu rzeczowych dowodów, jakie trzeba będzie przekazywać ludziom, by wciągnąć ich w postępowanie praktyczne. (NHV V, 58).
Ojciec Dehon powracał będzie w ciągu swego życia do tego wymogu formacji dla kleru. Myślał będzie nawet w pewnym okresie, by uczynić z niego cel swego zgromadzenia w łączności z Ojcem Emanuelem d’Alzon, założycielem Asumpcjonistów. Kapłan rzeczywiście winien nauczać, musi więc sam studiować, by być otwartym, uważnym na pytania i dążenia swoich współczesnych. Dla Dehona, studia społeczne, dziś powiedzielibyśmy raczej studia o społeczeństwie, w połączeniu z naukami humanistycznymi, stają się dla apostoła niezbędnym narzędziem, by mógł pozostawać obecnym w swoim czasie w łączności ze społeczeństwem To za tę cenę Dobra Nowina ewangeliczna staje się wyzwalającą. „Potrzeba, pisze Dehon, by Kościół umiał wykazać, że nie tylko zdatny jest tworzyć dusze pobożne, ale także przyczyniać się do tego, by sprawiedliwość społeczna królowała wśród ludów, które są jej spragnione”. (OS III, 366). A środkami jakie należy przedsięwziąć by dojść do tego będzie „studium, działalność i modlitwa”. Trzeba nam, kończy, „doktorów, apostołów, świętych”. (OS III,367)
Rzym dostarczać będzie w seminarium szczęśliwego zrównoważenia między solidną formacją umysłową a duchową. Dzięki ojcu Freyd, kapłanowi ze zgromadzenia Ducha Świętego, kierującemu seminarium francuskim, młody Dehon wchodzi w ducha tego, co od Henryka Brémond, zwie się duchowością szkoły francuskiej. Jej zasadniczym zadaniem jest prowadzenie chrześcijanina, a już szczególniej kapłana, do życia w ścisłym zjednoczeniu z Bogiem w Chrystusie. By stać się apostołem, kapłan jak i chrześcijanin winni być mistykami przywiązanymi do osoby Jezusa, w stałym poszukiwaniu Boga. Chodzi o to, by dać się objąć przez Obecność, z pewnością tajemniczą, ale jakżeż działającą w zrównoważonej istocie.
Żyć w tej Obecności, w poszukiwaniu swej pełni, staje się widnokręgiem życiowym Leona Dehona, od czasu jego seminarium. Wystarczy przekartkować jego Notatki Codzienne, by się o tym przekonać. Dnia 4 sierpnia 1888 pisze: „Czuję głód życia wewnętrznego, pokoju, zjednoczenia ze Zbawicielem” Albo jeszcze 12 marca 1889: „Czuję pragnienie życia wewnętrznego, pokoju, skupienia, modlitwy”. Symbolika głodu i pragnienia wyraża pragnienie, prawdziwą potrzebę Obecności, jaka wypełnia i zaspakaja poszukiwania człowieka pochłoniętego czy przepełnionego niszczycielską codziennością. Stąd tęsknota, oczekiwanie na głębię duchowości.
Tak, Bóg staje się pokarmem dla człowieka, który odczuwa głód słów gorejących wiecznością. Dają one pewność naszym niepewnym krokom. Życie Dehona, o wielorakich kierunkach, pozostaje w głębi poszukiwaniem zjednoczenia z Bogiem, osobistego z Nim kontaktu. „Jakżeż nie miałbym pragnąć coraz goręcej owego zjednoczenia z Bogiem, którego samo Imię wypowiada wszelkie piękno i doskonałość ?” (NQ XXXV, 1913,5). Pozwolić by wzrastało w duszy to pragnienie by mieć głód i pragnienie tej Obecności, to przecież cel całego życia duchowego. A Dehon określi dokładniej, że aby dojść do tego, potrzebne jest to co nazwie on „pustynią serca, co pozwala rozumieć, iż pożądana Obecność może się zrodzić tylko w głębi samego siebie. Postęp duchowy, jaki proponuje ojciec Dehon, do samych źródeł każdego życia, do tej ludzkiej głębi, gdzie według świętego Augustyna, Bóg staje się większą głębią, niż głębia sama w sobie i wyższym niż moje własne wzniesienia (Wyznania, I II,VI,11)
Tradycja biblijna, podjęta przez historię życia duchownego, nazywa to miejsce poufnej zażyłości ”sercem”. Ono jest granicznym punktem osobistej jednostkowości, to tu zbiegają się nici sprawiające to, że jestem tym kim jestem i gdzie dokonują się decydujące spotkania, jak te, z Panem Bogiem. Jeśli umysł poszukuje światła i kontemplacji, serce otwiera się na najwyższą Obecność. Pustynia serca, o której mówi Dehon, to nie zamknięcie się w sobie, ale niezbędna odległość, aby być dyspozycyjnym dla tej Obecności, gdyż, jak wyjaśnia Dehon, potrzeba „serca wolnego”, czyni człowieka wolnym na to co zasadnicze. Ale być wolnym dla jakiej racji? To dla najważniejszej jaka może być przygoda, na przyjęcie Boga, który przychodzi do człowieka, by go zanurzyć we własnej pełności. Tak to rysuje się droga ku doskonałości, jaka otwiera ludzkie przeznaczenie na pożądaną Obecność.
Miłość Boża jest okręgiem: zstępuje ku stworzeniom i powraca z nimi ku Bogu. OSP I, 35
Dzień czwarty - Przyjąć Boga, który przychodzi
Przyjąć Boga, który przychodzi
Serce Jezusa, miłość Jezusa, to cała Ewangelia. Jezus przyszedł na ziemię z miłości ku swemu Ojcu i z miłości ku nam Ewangelia to życie Jezusa, to opis tego wielkiego przejawu miłości, jaka trwała 33 lata Nie ma co szukać czego innego w Ewangelii, jak miłości Jezusa, od Jego Wcielenia aż po Jego śmierć. Serce Jezusa, to cała Ewangelia. (OSP V, 447-48)
W sercu, symbolu głębokich wewnętrznych spraw ludzkich, zawiązują się tajemnicze prawdy każdego, jak to mówiliśmy. Serce staje się w ten sposób odkrywcą tego, czym jestem, jakby nam dawało coś z tajemnicy Boga. Dla Ojca Dehona, Serce Chrystusa jest objawieniem w najwyższym stopniu tego, kim jest Bóg. Jest On agapè, cały miłością.
Agapè jest wyrazem specyficznym, jakiego używa Nowy Testament, by wyrazić pełną naturę Boga chrześcijańskiego. Jak mówi to Święty Jan w swym pierwszym liście: „Bóg jest agapè, miłością. (1 Jan 4, 7), to co Święty Hieronim w biblii łacińskiej przetłumaczy na ”miłosierdzie”. Te dwa określenia „agapè” i „miłosierdzie”, wydają mi się bardziej stosowne niż „miłość”, która przez swój wymiar erotyczny stała się zbyt dwuznaczną, by oznaczać postawę czysto duchową.
Bóg jest miłosierdziem, to znaczy łaską, darem dla człowieka. Większość dzieł duchowych ojca Dehona otwarta jest na podziwianie (kontemplację) tego Bożego miłosierdzia, którego sam nie przestaje podziwiać. Jego pisma w krótkich rozważaniach obracają się wokół tego zasadniczego tematu. Są to, według świętej Gertrudy, o tyle ćwiczenia w miłości Bożej, o ile wprowadzają w nasze serca postawę sercem do serca między Jezusem, a tym, który się modli. Duchowe życie dehoniańskie zasadza się na tych słowach wewnętrznych, pomiędzy dwoma osobami.
W kontemplacji tej słowo wierzącego nie jest na pierwszym miejscu. Nie powinno nim się stawać, gdyż nie ono jest zasadnicze. Sprawą decydującą w tym uwielbieniu jest słuchanie, stawanie się chętnym na przyjęcie Boga, który przychodzi. Mówiąc ogólnie, ludzie, zakonnicy, mówią zbyt wiele o Bogu i na temat Boga. W tym przeroście rozpraw religijnych, ludzie łatwo tworzą sobie bożków zgodnie ze swym upodobaniem, z obawy, by nie spotkać prawdziwego Boga. Bożek wytworzony zapewnia i uspokaja, podczas gdy Bóg prawdziwy domaga się i mobilizuje.
Bardzo wcześnie Leon Dehon zabrał się do czytania Pisma Świętego, co na owe czasy nie było sprawą zwyczajną. Już jako student w Paryżu, wraz z Palustrem wstaje o godzinie 5 rano, by zdobyć czas na półgodzinną lekturę Pisma Świętego. Pomaga sobie komentarzem egzegetycznym dom Augustyna Calmet, słynnego egzegety XVIII wieku. W liście z dnia 13 stycznia 1863 jego dawny nauczyciel z Hazebrouck, który dobrze zapamięta sobie jego młodość, ks. Karol Bonte, winszuje mu i jest z niego dumny: „Czyni Pan dobrze, czytając codziennie jeden rozdział Biblii z komentarzem”. To, co tu zaczyna się jako zwyczaj, wnet stanie się dla kapłana rytmem życia, duchowym oddechem zakonnika.
Jeśli Bóg chrześcijański jest naprawdę Słowem transcendentnym, to słyszeć je można w początkowym milczeniu, jakim jest pustynia serca. Słowo Boże rozlega się w swej pełnej słyszalności i opróżnia człowieka z jego wyniosłości. Milczenie wierzącego jest przyjęciem, czyli wezwaniem do Słowa przedwiecznego. Ojciec Dehon wprawia się do tego milczenia przyjmującego w adoracji eucharystycznej, jaką zaleci swym zakonnikom jako spotkanie z Bogiem. Adoracja nie jest czym innym, jak tym milczeniem, które oczekuje, które pochyla się ku Temu, który przychodzi do człowieka.
Duchowy styl Dehona wspiera się na tym pierwszym przyjęciu i słuchaniu, jakie otwiera kontemplację. W pismach ojca Dehona słowem zasadniczym mistycznego dialogu jest zawsze słowo Jezusa. Tak pierwsze rozmyślanie zaczyna się tekstem ewangelicznym, jak to możemy stwierdzić między innymi w Rekolekcjach o Sercu Jezusa (1896), w Życiu miłości ku Sercu Jezusowemu (1901) albo w Koronce miłości do Serca Jezusowego (1905) czy jeszcze w Rok ze Sercem Jezusa (1909), które są nadto zbiorami rozmyślań na każdy dzień. Rozmyślania te zamieniają się na długie rozmowy Jezusa, jako przystosowania Ewangelii. Ten sposób literacki, który każe Jezusowi mówić w pierwszej osobie, budzi czasem zdziwienie, czasem nawet znużenie. Przynależy do rejestru duchowego zwłaszcza wizjonerów, jak Święta Gertruda czy Małgorzata Maria, na których wzoruje się Dehon. We wstępie do „Rekolekcji o Sercu Jezusa”, jakie są jego pierwszym dziełem duchownym odnosi się zresztą do tej tradycji: „Pozwalam mówić bezpośrednio samemu Naszemu Panu. Wielu uważa, że jest to zuchwałość i może nieroztropność. Autor Naśladowania Chrystusa i inni pisarze duchowni tak czynili, ja ich naśladowałem. Nasz Pan chce zresztą mówić sam do dusz w modlitwie: „Zaprowadzę ją na pustynię i będę mówił do jej serca” (Oz. 2, 16). Trzeba przysposobić dusze na słuchanie a On niech mówi. (OSP I, 31).
Przysposobić człowieka by słyszał, by słuchał czego innego, niż echa swych życzeń! Bo przecież duchowość w etymologicznym tego słowa znaczeniu, to pozwolić mówić w swym wnętrzu duchowi, a nie pragnieniu. Dać głos Duchowi Bożemu, by mówił o naszych ukrytych pytaniach, o naszych osłanianych obawach. Pozwolić, by rozlegał się w tajemniczych głębiach podświadomości temu, co psychoanalityk wiedeński Wiktor Frankl, nazwał pierwszym słowem Boga. Bo w sercu tego Słowa, jakim jest Bóg, pozostaje zawsze tajemnica, przed którą człowiek może tylko się pytać.
Wsłuchiwać się w tę tajemnicę, przyjmować jej Obecność, to cel wszelkiej religii, a już szczególniej chrześcijanizmu, z racji Wcielenia. Ojciec Dehon dokonuje więc tego przyjęcia, jakie nazywa on dyspozycyjnością, albo zdaniem się, jakie jest pierwszą i zasadniczą postawą chrześcijańską. To jest wytłumaczeniem tego, iż teksty jego rozmyślań zaczynają się słowami Ewangelii. Kontemplacja dehoniańska wiąże się z dyspozycyjnością dla Ducha, by Słowo Boże przyszło do wiernego, jak przyszło do Maryi w dzień Zwiastowania. Niech przyjdzie do mnie Słowo, niech stanie się życiem, niech zrodzi życie. Rozmyślania dehoniańskie są usłane wezwaniami, jakie idą w tym kierunku. „Panie, jestem u Twoich stóp, oświecaj mnie” (OSP I, 34). „Panie, mów do mnie, pouczaj mnie i wzrusz moje serce” (OSP I, 136). Mamy tu dalekie echo próśb powtarzanych świętej Gertrudy w jej Ćwiczeniach: „Otwórz mi, proszę Cię o to po tysiąckroć, otwórz mi szkołę, gdzie nauczasz czystej miłości” (5 ćwiczenie).
Być u stóp Jezusa jak Maria w Betanii, oznacza zasadniczą postawę sercańską. Wpisuje się ona jako wstęp każdego życia chrześcijańskiego. Tłumaczy też wymóg kontemplacji, przynależności do Jezusa, by wejść w obieg odkupienia. Ten wymóg zjednoczenia i bliskości prowadził będzie stopniowo Leona Dehona do życia zakonnego i założenia własnego zgromadzenia w roku 1878. Jego duchowość zasadzać się będzie nie jak to przez długi czas uważano, na zespole ćwiczeń i praktyk połączonych z ascetycznymi ograniczeniami, sięgającymi do objawień w Paray-le-Monial. Istniało tu duże pomieszanie między duchowością a nabożeństwem do Serca Jezusowego, jakiego nie uniknął niekiedy sam ojciec Dehon. Nie znajdziemy u niego zbioru dogmatycznego, który polecałby „prawdy” do wierzenia, jako jedyną drogę do świętości. Duchowość sercańska to najpierw i zasadniczo owo dynamiczne nasłuchiwanie, wola by wsłuchiwać się w Słowo, jakie rozlega się w Jezusie z Nazaretu, jako poszukiwanej Obecności. „Jeśli chcę mieć jakieś względy u Boga, Pisze Dehon, oto droga: iść wiernie za Jezusem, rozważać Jego tajemnice od początku aż do końca, dać się przeniknąć uczuciami Jego Najświętszego Serca i odtwarzać (odzwierciedlać) Jego cnoty”. (OSP III, 213).
Ojciec Dehon odczuwa potrzebę tego Słowa, jakie umacnia go w życiu zakonnym, w jego charyzmacie założyciela. Szuka w Nim owej Obecności nie tylko w Ewangelii, lecz również w życiu Kościoła, w świadectwie mistyków i świętych, jak u świętego Jana Bosko, którego będzie się radził. Szuka również potwierdzenia co do swoje fundacji u Ludwiki Lateau (1850-1885), słynnej stygmatyczki belgijskiej z końca XIX wieku, jak i u innych osób, uważających się za obdarzone łaską kontaktów ze Zbawicielem. Jeśli były w tej dziedzinie ze strony Dehona niekiedy zabiegi naiwne, odnoszą się one wszystkie do jedynego nastawienia, do dyspozycyjności na wolę Bożą. A Ewangelia pozostaje księgą w całym tego słowa znaczeniu odkrywczą.
Nasz Pan mówi Apostołom co należy czynić: Wyjedźcie na wody głębokie. Idźcie z większą wiarą i oderwaniem, wyjedźcie na głębię, do oceanu łaski, do Serca Jezusa. To w Nim, w głębiach Jego miłości, kaznodzieja i człowiek czynu znajdą sekret pozyskiwania dusz. To w Nim zakonnik znajdzie bezcenne łaski uświęcenia, które sprawią, że stawał się będzie z każdym dniem coraz milszym Naszemu Panu (OSP IV, 201).
Dzień piąty - Drugie odkupienie
Drugie odkupienie
Druga osoba Trójcy Świętej postanowiła zatem przyjąć serce ludzkie.. To serce będzie nadprzyrodzonym organem ludzkości… Słowo Boże przyjmie serce cielesne aby ubóstwić w pewnym znaczeniu materię i odkupić ją jak i duszę człowieka. To w tym sercu spotkały się miłosierdzie i prawda, pokój i sprawiedliwość ucałowały się, jest to miejsce zaślubin niebieskich, boskich zaręczyn, wieczystego pocałunku między Bogiem a człowiekiem. Słowo przyjęło serce ludzkie, by stać się jakby miejscem, świątynią obopólnej miłości Boga i ludzi. Serce Jezusa tak rozważane, zamyka wszystkie tajemnice, ono je tworzy i ożywia (OSP II, 200).
Ten przepiękny tekst, wyjęty z rozważania na temat Wcielenia, ukazuje nam głębię jego duchowej wizji. Znajduje się na swym najwyższym mistycznym poziomie duchowości Serca Jezusa, sprowadzanej często do ckliwego sentymentalizmu, albo do źle pojmowanego uczucia, jakiego nie zawsze umiał uniknąć sam Dehon. Mamy tu to , co można by nazwać a priori teologią tej duchowości, to znaczy życie trynitarne Boga. To właśnie w łonie samej Trójcy Świętej zaczyna się miłość, jaką miłość Boża niesie człowiekowi, jakby to umiłowanie było wrodzone Bogu, jakby to już od początku Bóg nosił człowieka w swym sercu. Tak. Człowiek to przedmiot czułości Boga, jak jest nim dziecko odnośnie ojca, od początku jego zrodzenia.
W miarę jak duchowość Serca Jezusowego karmi się miłosierdziem Bożym, trzeba je rozważać w życiu boskim, jakie łączy osoby boskie między sobą. A Ojciec Dehon lubi wyobrażać sobie ”dialog”, a jest to jego wyrażenie, jaki dokonuje się między osobami boskimi. Przedstawia Słowo Boże, które zwraca się do Ojca w geście całkowitego oddania: „Otom ja, poślij mnie”, by dokonać dzieła odkupienia. (OSP II, 198). Owo „otom ja”, to Oto idę, jak lubi nazywać je Ojciec Dehon, określa samą naturę synostwa Syna Bożego. Należy On całkowicie do Ojca. To sama siła, łącząca Chrystusa ze swym Ojcem. Jego pokarmem jest czynić Jego wolę. Leon Dehon przyswaja sobie tę postawę ofiarowania, jaką podziwia w Synu, by uczynić z niej sprężynę duchową swego życia zakonnego. Uczyni z niej siłę napędową swej duchowości. „Przypomnijmy sobie tylko jego Ecce Venio, jakie winno być ukochaną dewizą przyjaciół Jego Serca”. (OSP II, 33).
Miłosierdzie Boże dla człowieka przejawia się nie jedynie w akcie Wcielenia. Jest ono współistotne życiu samego Boga i wyjaśnia samą jego naturę. Bóg jest miłosierdziem mówi święty Jan, a Leon Dehon objaśnia: to u początku świata , Słowo wyraziło pragnienie, aby nas zbawić (OSO II, 198), odsłania się miłość, jaką ma Bóg do człowieka. Rozmyślanie to, wpisuje się w dynamikę świętego Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że dał swego Syna jedynego” (Jan 3, 16). Tak. U samego początku Bóg jest miłością dla człowieka. Stąd jedyna droga by dojść do tego Boga-Miłości, to miłość. Taką jest droga sercańskiej duchowości, opiewana w różnorodnych zakrętasach, jakie czasami mogą zmylić czytelnika. Posiadamy co do tego wiele wskazań.
Wielokrotnie w swym życiu ojciec Dehon odprawiał będzie rekolekcje według Ćwiczeń Świętego Ignacego, o których powie, że bardzo je kochał. Lubuje się w podkreślaniu korzyści, jakie z nich odnosił. Ale co się tyczy ich metodologii, wypowiada zastrzeżenie wiele mówiące o jego własnych ujęciach. „Mają one, pisze, coś, co nie odpowiada ani mojemu usposobieniu , ani mojej łasce, mianowicie, że trzeba czekać kilka dni , zanim mówione będzie o miłości Bożej. „Człowiek został stworzony , mówi nam święty Ignacy, by chwalił, czcił i służył Bogu, a tym sposobem ocalił swą duszę”. Ja nie mogłem zatrzymać się na tym, wyjaśnia Dehon, a serce moje mówi mi zaraz , że człowiek został stworzony, by kochać Boga. Czyż nie jest to główny cel, jaki Bóg miał na widoku ? (BHV IV, 125).
Wierny temu odczuciu Leon Dehon rozwija w swych pismach duchownych problematykę, która od razu kładzie nacisk na Boga-Miłość. I tak Rekolekcje o Najświętszym Sercu Jezusa (1896) rozpoczynają się medytacją na temat „Bóg jest miłością”. Poprzez pierwszy list świętego Jana, rozwija przez ciąg czterdziestu rozważań składających się na dzieło, tę perspektywę, która kończy się tą końcową zachętą: „Rozważajcie więc tajemnice mojej miłości” (OSP I, 232). W roku 1901 Leon Dehon wydaje „Życie miłości do Serca Bożego”. We wstępie przedkłada jasno cel owej pracy. Poleca „miesiąc rozważań o miłości, lub jeśli kto woli rekolekcje o miłości, by pomóc duszom żyć tą miłością. (OSP II, 9).
Mamy tu, moim zdaniem nić wiodącą, jaka daje dziełu Ojca Dehona swą spoistość i jednolitość, jak też zdradza sekret życiowy swojego autora. Chodzi tu o zrozumienie tajemnicy zbawienia pod kątem historii miłości Bożej ku człowiekowi, prawdziwej więzi, jaka domaga się wzajemności. Z takim kluczem Dehon odczytuje Pismo Święte, by wydobywać z niego nowe smaki. Powiedzielibyśmy dzisiaj, iż ponownie spotyka Pismo Święte. Co do niego, mówi on o Piśmie Świętym otwartym tym nowym kluczem objawienia Najświętszego Serca. (OSO II, 184). Nie ma pożytecznej lektury Pisma Świętego, jak tylko ta, z której płynie odnowienie ducha. Dla Ojca Dehona, jak to zobaczymy, będzie to droga miłości.
Duchowość więc Serca Bożego, nie jest dodatkiem do danych ewangelicznych, coś, co przyszło z biegiem historii Kościoła jako nabożeństwo drugorzędne. Jest ono według ojca Dehona odnowionym przybliżeniem jedynej tajemnicy chrześcijańskiej; powie na ten temat z odrobiną przesady, że jest to drugie odkupienie. Jest prawdą, że potrzeba wiele czasu by to ponowne odczytanie Pisma Świętego ujawniło się w życiu Kościoła. Potrzeba będzie mianowicie cierpliwej i nieustannej kontemplacji zakonnej, jaka, według trafnego wyrażenia Bertranda z Margerie, jest miejscem rodowitym takiej duchowości. (Historia doktrynalna kultu Serca Jezus. Mame, Paryż 1992, str. 85). Duchowość ta, nie jest więc, jak to się jej czasem zarzuca, innym Pismem Świętym o tajemnicy Boga w jego relacji do człowieka, pismem, które by żywiłoby się zbyt wyłącznie objawieniami prywatnymi, na które ojciec Dehon będzie łasy. Duchowość ta, według wyrażenia Piusa XII w jego encyklice Haurietis aquas (1956), jest doskonałym wyrażeniem religii chrześcijańskiej (n. 60). Inaczej mówiąc, prowadzi ona Pismo Święte ku jego dopełnieniu, ku jego ostatecznemu znaczeniu. Zaprasza wierzącego do życia tą boską tajemnicą w pełni miłości.
Tak przynajmniej ojciec Dehon rozumie duchowość Serca Jezusowego, a zwłaszcza chce żyć nią, jak świadczy o tym to postanowienie o akcentach paulińskich:
Chcę żyć tym nabożeństwem i praktykować je w całej swej pełni. Chcę uczynić me mieszkanie w Sercu Jezusa, by łączyć się nieustannie z Jego uczuciami, z Jego radościami, z Jego boleściami, z Jego wynagrodzeniami, z Jego pragnieniami. – Nie, nie chcę żyć więcej ja, chcę, by Serce Jezusa żyło we mnie. (OSO II, 201).
Dzień szósty - Tajemnica Boża
Dzień siódmy - Kodeks Królestwa
Dzień ósmy - Metoda życia duchowego
Dzień dziewiąty - Życie zjednoczenia, moja łaska
Dzień dziesiąty - Oto przychodzę
Dzień jedenasty - Księga Miłości
Dzień dwunasty - Eucharystia. Dzisiejszy Dzień Boży
Dzień trzynasty - Dar i zdanie się na Boga
Dzień czternasty - Duchowość kapłańska